Nieznośna banalność zła
Theodore McCarrick nie jest mistrzem zła ani genialnym oszustem. Był owocem systemu, który przez lata niszczył Kościół, a który on potrafił po mistrzowsku wykorzystać dla własnej kariery.
Nie da się porównywać Theodore'a McCarricka z ks. Marcialem Macielem Degollado. Ten drugi był rzeczywiście postacią demoniczną. Potrafił oszukiwać wszystkich wokoło, wykorzystywać własne dzieci i stworzyć zgromadzenie, które przyciągało młodych i było źródłem gigantycznych zysków dla założyciela, a jednocześnie pozwalało mu prowadzić aktywne życie seksualnego przestępcy, który wykorzystywał chłopców i dziewczęta, w tym własne dzieci, i który na łożu śmierci wyznał, że nigdy w istocie nie wierzył. McCarrick nie jest postacią tej miary, niewiele w nim z bohaterów powieści Fiodora Dostojewskiego. On jest owocem amerykańskiego i watykańskiego systemu kościelnego. Systemu, w którym przemieszane ze sobą – w niemal równych proporcjach – były pełna akceptacja, a nawet promocja homoseksualizmu w instytucjach kościelnych, stary (nie)dobry klerykalizm i korporacyjna solidarność.
Przez dziesięciolecia te składniki pozwalały inteligentnemu, rzutkiemu i charyzmatycznemu duchownemu rozwijać błyskawiczną karierę. I zapewne trwałaby ona do tej pory – jak trwały kariery innych biskupów – gdyby nie fakt, że poza wykorzystywaniem kleryków i księży McCarrick dopuścił się także przestępstw wobec nieletnich. I to właśnie te ostatnie, gdy zostały ujawnione w 2018 r., ostatecznie pogrzebały jego karierę. Nadużywanie władzy, homoseksualne ekscesy, uwodzenie podwładnych – to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta