Ryszard Bugaj: Polska wobec wojny – ani jak Łagowski, ani jak Kowal
Nie powinniśmy podporządkowywać naszej polityki geopolitycznym mrzonkom i z tego powodu kontestować umiarkowanej linii Zachodu wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Prawie wszyscy obserwatorzy są zgodni: rosyjskie obchody 9 maja nie przyniosły informacji pozwalających na sformułowanie nowej prognozy dotyczącej wojny w Ukrainie. Można chyba przyjąć, że nadal trzeba się liczyć z trzema scenariuszami:
- militarna porażka Rosji i koniec rządów Władimira Putina, ale niekoniecznie demokratyczny zwrot w Rosji;
- okupacja Ukrainy w następstwie militarnego zwycięstwa Rosji;
- „kompromis" jako rezultat wojennego impasu.
W Polsce wszyscy (lub prawie wszyscy) chcielibyśmy, by ziścił się scenariusz pierwszy, szczególnie gdyby konsekwencją bankructwa polityki Putina był demokratyczny zwrot w Rosji. Ale trzeba chyba przyjąć, że to scenariusz najmniej prawdopodobny. Zasoby ludzkie i materialne Rosji nadal są wielokrotnie większe niż te, którymi dysponuje (nawet uwzględniając pomoc Zachodu) Ukraina. No i – co chyba najważniejsze – ta wojna cieszy się poparciem ogromnej większości Rosjan.
Zredukowanie tej dysproporcji wymagałoby bezpośredniego zaangażowania NATO. To bardzo ryzykowne, bo w obliczu totalnej porażki Moskwa mogłaby się zdecydować na użycie broni atomowej. Ale nawet gdyby to się nie stało, trzeba uwzględnić skutki psychologiczne: bezpośrednie zaangażowanie sojuszu północnoatlantyckiego w konflikt przyniosłoby uznanie wojny za agresję na Rosję i „patriotyczną konsolidację" rosyjskiego społeczeństwa. Skądinąd bezpośrednie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta