Lokalność w wielkim mieście
Warszawa ma niezwykłą siłę przyciągania, przeprowadzka tu jest ciągle jednoznacznie rozumiana jako awans społeczny. Ale anonimowość, która ma swoje plusy, jest jednocześnie największą wadą tego miasta, bo bardzo trudno jest tym warszawiakiem zostać.Rozmowa z Adamem Tecławem, varsavianistą
Kiedy słyszę „zwrot ku lokalności”, wyobrażam sobie od razu małe prowincjonalne miasteczka. Lokalność jakoś nie kojarzy mi się w ogóle z wielkim miastem.
Niesłusznie, bo lokalność wynika z potrzeby przynależności do małych grup społecznych, a w dużych, mocno anonimowych miastach ta potrzeba jest szczególnie silna. W Warszawie zwrot ku lokalności objawia się np. tym, że odległe od Śródmieścia dzielnice zaczynają żyć własnym życiem, zyskują swoje dzielnicowe centra i da się w nich dziś zaspokoić codzienne potrzeby – nie trzeba pchać się od razu pod Pałac Kultury, by zrobić zakupy czy zjeść w dobrej knajpie.
Przeciwieństwem lokalności jest globalizacja. Można powiedzieć, że finalnie nie odnaleźliśmy się w globalnej wiosce, jaką zbudowały nam procesy globalizacyjne. Duże grupy społeczne są uniwersalne, niewiele mówią o naszej tożsamości kulturowej, nie dają poczucia przynależności. Do tego pandemia dobitnie pokazała nam, dlaczego to ważne, by znać sąsiadów.
Często słyszę od ludzi, którzy przeprowadzają się do Warszawy, że ta anonimowość wielkiego miasta, która tak często nas męczy i którą chcemy zaleczać powrotem do lokalności, dla nich jest jednak pociągająca.
Bo ona daje poczucie wolności. Przyjeżdżając z małego miasta, gdzie od pokoleń wszyscy o sobie wszystko wiedzą, tu możesz zgubić swoje pochodzenie, wykreować się na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta