Czas na dyrygenta
Reprezentacja Polski grała dobrze na mundialach, gdy miała charyzmatycznych liderów. Przed Robertem Lewandowskim w Katarze ostatnia szansa.
To nie przypadek, że passa sukcesów drużyny, prowadzonej przez Kazimierza Górskiego, związana była z małą grupą tych samych piłkarzy.
Chronologicznie złoty medal olimpijski (1972), srebrny mistrzostw świata (1974) i srebrny olimpijski (1976) wywalczyło siedmiu zawodników, wśród których był Kazimierz Deyna.
Górski nie lubił mieszać w składzie, kiedy wszystko szło jak należy.
Robił to, kiedy ktoś z powodu wieku kończył karierę lub odniósł kontuzję. Tak było w przypadku Włodzimierza Lubańskiego. Dopóki grał, wszystko kręciło się wokół niego. On w ataku, Deyna w pomocy to niemal połowa wartości drużyny.
Ale w meczu z Anglią w czerwcu 1973 roku Lubański odniósł kontuzję, która na długie miesiące wyeliminowała go z gry. Deyna został sam. Piłkarze z tamtej drużyny już nie pamiętają, w jaki sposób został kapitanem. Prawdopodobnie tak postanowił Kazimierz Górski, nikt się temu wyborowi nie dziwił, a tym bardziej mu się nie sprzeciwiał.
Polska symfonia
Deyna wprawdzie rzadko się odzywał, ale na boisku cieszył się wyjątkowym autorytetem. Każdy, kto znalazł się z nim w jednej drużynie, szybko się przekonywał, że jest to ktoś, komu warto się podporządkować, bo jego zagrania prowadzą do zwycięstwa.
Kazimierz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta