Iberyjskie fantazje rowerzystów
Zimowo–wiosenne ferie już za pasem i niejeden miłośnik dwóch kółek chciałby spędzić je na siodełku. Takich właśnie wczasowiczów chce łowić Hiszpania.
Z pozoru Hiszpania może wydawać się krainą na antypodach Amsterdamu czy Kopenhagi, zarówno pod względem klimatycznym, jak i stylu życia. Któż bowiem nie kojarzyłby Hiszpanów ze sjestą i biesiadowaniem? Ale to złudzenie: już od dobrych kilku lat kraj ten ląduje zestawieniach miejsc, które wojażujący po świecie rowerzysta odwiedzić musi. A miejscowi wcale nie unikają jednośladów: z ankiet prowadzonych wśród nich wynika, że co piąty często używa roweru jako środka transportu. Ba, w niektórych miastach – jak Walencja czy Saragossa – odsetek cyklistów w populacji dobija 45 proc., co nie jest wcale wynikiem gorszym niż w rowerowych stolicach Europy.
Początki rzeczywiście nie były jednak łatwe. Hiszpańscy historycy, co prawda, chętnie wspominają, że rowery zagościły na Półwyspie Iberyjskim już w XIX w., kiedy podbijały całą Europę. Ale bardzo długo pozostawały dobrem trudno dostępnym, sprowadzanym zza granicy. Przyszły czołowy lokalny producent, firma Zeus, działalność rozpoczął zaledwie w 1926 r. – od niewielkiego warsztatu, założonego przez Nicolasa Arregui Gallastegui'a w baskijskim miasteczku Eibar, w północnej, przemysłowej części kraju. A i tak mowa tu początkowo o produkcji prostszych elementów roweru, nie o całych pojazdach.
Ale mimo tej mizerii zapał Hiszpanów do dwóch kółek był niewątpliwy: w 1935 r. wystartował po raz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta