Ludzie z obozu numer sto
Kiedy pytam, jakie są ich plany, wszyscy mówią, że jedynym marzeniem jest powrót do domu. Ale nikt nie wierzy, by mogło się to wydarzyć. Może dzieci wyjadą do Europy. Do Niemiec czy gdzieś indziej.
Obóz numer sto, dolina Bekaa. Gdzieś w okolicach wioski Faur. Między pasmem gór Libanu i ciągnącym się po drugiej stronie Antylibanem. Obóz ma tylko numer. Dzieci, które się tu urodziły, czyli niemal połowa, pytane, skąd są, odpowiadają, że z obozu numer sto. Słyszycie to? Z obozu numer sto. Trudno, kiedy się o tym myśli, nie czuć jakiegoś oporu moralnego. Zwłaszcza gdy się jest Polakiem. Numerowane obozy kojarzą nam się jednoznacznie – z hitleryzmem i stalinizmem. To w nich nas mordowano, bez różnicy: w Brzezince, pod Oświęcimiem czy na Kołymie. Być człowiekiem obozu, to nosić na sobie stygmat totalitaryzmu. Chować przed światem numer tatuowany na przedramieniu czy przetrzebione od mrozu palce u stóp. Umierać od cyklonu czy przeraźliwego zimna.
Tu jednak, w żyznej dolinie Bekaa, bycie z obozu numer sto nie jest jednoznaczne z wyrokiem śmierci. To raczej wyrok skazujący na wegetację, brak nadziei, trwanie poza wszelkimi wymiarami. W ciągłej nadziei na powrót do domu, choć nadzieja oddala się w rytm...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta