Tenisowe matki atakują
Macierzyństwo tenisistki nie oznacza dziś końca kariery. Od kilku lat przybywa matek wracających po porodzie do pracy na kortach. – Ciąża to nie kontuzja – mówią i z rosnącym zapałem robią swoje.
Trend jest ostatnimi czasy raczej wyraźny, w każdym razie i statystycznie, i wzrokowo zauważalny. Kibice dostrzegają częściej, że w trakcie meczu znudzona pociecha próbuje dostać się na roboczą ławeczkę mamy albo że po spotkaniu tenisistka odbiera całusa od malucha przyniesionego na rękach przez ojca. Wśród 200 najlepszych w rankingu WTA bywa teraz nawet ponad tuzin aktywnych mam. Widać kandydatki na następne.
Kiedyś, jak pojawiała się jedna albo dwie w sezonie, dziwiono się ich odwadze i determinacji. Godzić karmienie, przewijanie, zabawę i wielomiesięczną troskę o potomstwo z profesjonalną grą w tenisa, wymagającą godzin treningów i długich podróży, wydawało się misją niemal niemożliwą do wypełnienia.
Dziś są, grają, niekiedy z sukcesami. Widać je było podczas niedawnego turnieju w Warszawie, pojawiają się w Wielkim Szlemie i w skromnych turniejach ITF. Tenisowe matki w podróży, dla których przez wiele tygodni w roku domem rodzinnym bywa hotel, a częstym miejscem zabawy z dzieckiem kort lub hala treningowa. Bogatsze jeżdżą po świecie z opiekunkami, mniej zamożne mają w grupie wsparcia kogoś z rodziny. Nie wyglądają na nieszczęśliwe z racji łączenia macierzyństwa z wykonywaniem niełatwego zawodu. Mówią raczej o spełnieniu się w sposób, jaki uważają za najlepszy – dla siebie i dziecka.
Można się spierać, kto dał im najbardziej budujący przykład. Podglądając...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta