Chłopisko jak nie wrzaśnie
Ponieważ nadal trwa akcja elektryfikacji wsi i nie wszędzie jeszcze prąd dotarł, niech no obywatel Pobłocki najpierw bierze się do rwania. Plombować będzie tylko za dnia, kiedy jest widno. A że teraz zima i dni są krótkie, rwać zęby może i przy petrolce.
Przez całe studia, jako półsierota, dostaje co lato skierowanie na wczasy. Pewnie korzysta z tej możliwości, wyjeżdża w góry złapać oddech i trochę słońca albo popływać gdzieś po mazurskich jeziorach. Żadne jednak wakacje nie zapadają mu mocniej w pamięć, żadnych nie opisze w „Gawańdzie”. Aż do ostatnich. Wczasy w Kudowie, na które jedzie w 1955 roku jako świeży, 21-letni dentysta z dyplomem, okażą się punktem zwrotnym w jego życiu, przełomem, jeśli nie kopernikańskim, to z pewnością zofiańskim.
Oto w pijalni wody mineralnej, podczas jednego z koncertów umilających kuracjuszom turnusowe bytowanie, Hubert słyszy kobiecy śpiew. Pozwala mu się porwać niczym żeglarz syrenim pieśniom. Po czubek głowy zanurza się w urzekającej melodii – to ta sama muzyka Chopina, której niegdyś słuchał w mieszkaniu dentysty Herrmanna. Tym razem jednak śpiewa nieznana piękność w sukni do ziemi. Chłopak nie może od piękności oderwać wzroku (słuchu również). Jako że syrena mieszka w tym samym domu wczasowym FWP „Jagoda”, już na drugi dzień nadarza się okazja do pierwszej rozmowy. A raczej zagrywki. Bo Zośka Janukowiczówna i Hubert Pobłocki poznają się podczas gry w karty: śląskiego skata i kociewskiego baśka. Ona o nim myśli: szczypiorek (bo taki szczuplutki), on wie tylko jedno: „ta kobiyta łod zara srodze się mnie wjidzi”.
Zofia pochodzi z Parafianowa na Wileńszczyźnie. Jej ojciec...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta