Zadania domowe to sprawa polska
Za wieloma obiekcjami wobec prac domowych wydaje się stać przeświadczenie, że te zostały wymyślone po to, by robić dziecku (i rodzicowi) na złość. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy kieruje nami rozsądek czy kaprys.
Dyskusja nad rolą zadań domowych w edukacji jest ważna, szczególnie gdy stajemy w obliczu perspektywy arbitralnego, niemalże apodyktycznego rozwiązania tej kwestii przez panią minister Barbarę Nowacką. Kiedy rodzice mają dość tego dodatkowego obowiązku (pilnowania dzieci przy domowych lekcjach), a sami przecież też pamiętają czasy, kiedy zamiast na podwórku musieli przesiadywać nad książkami, rzecz wydaje się przesądzona.
Po co właściwie są prace domowe
Gilbert Keith Chesterton rozważał takie pochopne podejście do reform: w poprzek drogi biegnie ogrodzenie, które krytykowany przez niego typ reformatora od razu będzie chciał zniszczyć, jako że wydaje mu się ono zbędne, niepotrzebne. Tymczasem tak długo, jak nie rozumiemy, po co to ogrodzenie tam jest – argumentuje Chesterton – nie wolno nam go tknąć. Dopiero kiedy tego zrozumienia nabędziemy, jego usunięcie będzie mogło zostać uzasadnione. Prace domowe, podobnie jak to ogrodzenie, wydają się jedynie przeszkadzać (rodzicom w spokoju, dzieciom w gapieniu się w telefony). Być może warto się jednak najpierw zastanowić, po co one właściwie są.
Zacznijmy więc od...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta