Inwazja, która musiała się udać
Lądowanie wojsk alianckich na plażach Normandii 6 czerwca 1944 r. było pokazem sprawności gigantycznej anglo-amerykańskiej machiny logistycznej, zaradności alianckich żołnierzy, kreatywności sztabowców i przebiegłości służb wywiadowczych. Niemcy wykazali się głównie brakiem wyobraźni i elastyczności.
Wczesnym rankiem 6 czerwca 1944 r. gen. Dwight Eisenhower, Naczelny Dowódca Alianckich Sił Ekspedycyjnych w Europie (SHAEF), nerwowo oczekiwał na raporty mówiące o przebiegu lądowania na normandzkim wybrzeżu. Próbował ukoić nerwy, czytając westerny. Nie był jednak w stanie skupić się na lekturze. Na wypadek klęski miał już przygotowany komunikat. „Naszemu lądowaniu w rejonie Cherbourg-Hawr nie udało się uzyskać zadowalającego oparcia i wycofałem wojska. Moja decyzja, aby zaatakować w tym czasie i w tym miejscu, wynikała z najlepszych informacji, jakie były osiągalne. Wojska lądowe, siły powietrzne i marynarka wojenna zrobiły wszystko, czego mogły dokonać waleczność i poświęcenie dla służby. Jeżeli wiąże się z tą próbą jakikolwiek zarzut lub błąd, dotyczy to tylko mnie”.
Nie tylko on się wówczas denerwował. Wszyscy pamiętali krwawe fiasko pierwszej, „próbnej” inwazji na kontynent, czyli próby opanowania francuskiego portu Dieppe w sierpniu 1942 r. Pamiętano również o tym, że we wrześniu 1943 r. pod Salerno uderzenie niemieckich czołgów niemal zepchnęło amerykańskie oddziały inwazyjne do morza. Przyczółek został wówczas uratowany przez nawałę ogniową z alianckich okrętów. W styczniu 1944 r. lądowanie pod Anzio przebiegło, co prawda, bez większych problemów, ale...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta