Weterani bitew o dywan powracają. Na aukcjach
INWESTYCJE ALTERNATYWNE | Społeczność kolekcjonerów ołowianych żołnierzyków w Polsce można liczyć w tysiącach
Dzieciństwo w PRL może było przaśne i mniej kolorowe, ale i tak obrosło nabierającymi dziś wartości symbolami. Jednym z nich stały się „żołnierzyki”: kilkucentymetrowe figurki, nierzadko może i nieco pokraczne, ale niepodzielnie władające wspomnieniami.
Jedyny deficyt, jaki był boleśnie odczuwalny na rynku ołowianych i plastikowych figurek lat 70. i 80., to deficyt solidnego wroga. – Kazik Staszewski opowiadał, że gdy wyjeżdżał odwiedzić ojca na Zachodzie, koledzy z podwórka prosili, by przywiózł Niemców. A on wciąż przywoził aliantów, bo figurek żołnierzy III Rzeszy po prostu na rynku nie było, żaden producent nie odważył się ich produkować – mówi „Rzeczpospolitej” współzałożycielka Muzeum Rycerzy i Żołnierzyków w Toruniu Katarzyna Czarna. – W efekcie czterej pancerni musieli walczyć z Indianami – dodaje.
Rynek figurek w Polsce ludowej miewał również inne paradoksy. Do pracy przy figurkach zaprzęgnięto osoby niepełnosprawne, głównie z Polskiego Związku Głuchoniemych. Żołnierzyki (choć gwoli sprawiedliwości trudno byłoby tak nazwać Indian, samurajów, sportowców, kosmonautów czy piratów, którzy również wychodzili z pracowni) produkowano trochę nierówno: poszczególne serie czy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta