Wojna regionalna mało realna
Jedną z konsekwencji zdziesiątkowania przez Izrael Hezbollahu może być przyśpieszenie przez Iran programu atomowego – mówi „Rzeczpospolitej” Peter Lintl, ekspert berlińskiego think tanku Wissenschaft und Politik.
Czy inwazja Izraela na Liban jest początkiem wielkiej wojny regionalnej na Bliskim Wschodzie?
Do tego jeszcze daleko. Jest to na pewno nowa wojna. Na razie mamy do czynienia z inwazją Izraela na południowy Liban, której celem jest wyparcie sił Hezbollahu z terenów granicznych. Nie wiadomo jednak, jakie działania podejmą inni aktorzy na Bliskim Wschodzie. Problem w tym, że Hezbollah odgrywa rolę pierwszej linii obrony Iranu. Jeżeli zostanie dodatkowo osłabiony, Iran poczuje się zmuszony do reakcji w postaci ustanowienia innego środka odstraszania. Może na przykład przyśpieszyć program nuklearny, starając się uzyskać broń atomową. Bezpośrednie zaangażowanie się Iranu obecnie jest jednak mało prawdopodobne.
Być może Iran postara się zmobilizować przeciwko Izraelowi wszystkie siły swych sojuszników z tzw. osi oporu?
Nie sądzę. Groźną siłą są bojownicy Huti, którzy mogą zwiększyć swą militarną aktywność,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta