Zagospodarować można wszystko. Ale trzeba umieć i chcieć
Siłą rzeczy osady ściekowe są tym, z czym przeciętny Kowalski wolałby nie mieć do czynienia. Ale gdyby się okazało, że można je z pożytkiem wykorzystać na potrzeby gospodarki, mógłby spojrzeć na nie przychylniejszym okiem.
Ostatniego lata mieszkańcy jednej z opolskich wsi zauważyli, że na okoliczne pole zajeżdżają ciężarówki, zrzucając tam jakąś tajemniczą zawartość. Pryzmy ciemnej materii usypywano pod lasem, w miejscu widocznym tylko dla uważnych obserwatorów. Nie trzeba było jednak długo czekać, by pierwsi ciekawscy dotarli na to miejsce – choć uderzający fetor już z daleka nie pozostawiał większych wątpliwości, z czego te pryzmy usypano.
– To potencjalna bomba ekologiczna – przekonywał jeden z rozmówców lokalnego portalu opolska360.pl. – Inspektorzy potwierdzili, że część osadów zalega tam od dłuższego czasu. Pod nimi nie ma żadnego zabezpieczenia. Nie wiadomo, co mogło z nich wsiąknąć w ziemię i przedostać się do wód gruntowych – alarmował. Jak donosił portal, osady zwożono z sąsiedniego województwa – a więc z naruszeniem przepisów – bez wiedzy zainteresowanych organów kontrolnych.
I nie jest to wcale sytuacja wyjątkowa. Kontrowersje dotyczące składowania, przewożenia i wykorzystywania osadów ściekowych pojawiają się dosyć regularnie i możemy jedynie zakładać, że problem będzie narastał.
Kulejący nadzór
Wyjaśnienia tego stanu rzeczy nie trzeba daleko szukać. Ledwie kilka tygodni przed odkryciem na Opolszczyźnie Główny Inspektorat Ochrony Środowiska...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta