Wątroba namiestnika smakuje wybornie
Ponura maksyma głosi, że tłum jest tak mądry jak najgłupszy jego członek. Samosądy towarzyszą nam od samego początku naszych dziejów i nic nie wskazuje, by miały odejść w niebyt, nawet jeśli są już sporadyczne.
Latarnia uliczna. Obiekt raczej niepozorny, wrośnięty w tkankę miejską tak bardzo, że właściwie niezauważalny, dopóki się nie zepsuje. Przyjmuje się, że pierwszy raz zastosowano je w Londynie, kiedy burmistrz tego miasta sir Henry Barton polecił w 1417 roku „rozwieszać każdego wieczora zimą latarnie ze światłami pomiędzy Hallowtide i Candlemasse”. Nie ma w niej nic niepokojącego, o ile nie jest się Francuzem. Nad Sekwaną funkcjonuje bowiem złowróżbny zwrot „na latarnię!” (fr. „À la lanterne!”) oznaczający, że życzymy komuś jak najgorzej. Domyślnie: że zamierzamy kogoś na tejże latarni powiesić. Zwrot narodził się podczas rewolucji francuskiej, gdy paryżanie złapali znienawidzonego generalnego kontrolera finansów Josepha-François de Douégo i powiesili go na latarni właśnie. Nawiasem mówiąc, nieskutecznie, pękła bowiem lina, więc tłum odciął mu głowę i obnosił po ulicach zatkniętą na pice. Gdy później, tego samego dnia, na innej latarni powieszono, tym razem skutecznie, zięcia de Douégo Bertiera de Sauvigny’ego, tłum stykał twarze obu zamordowanych, krzycząc: „Pocałuj tatusia!”.
Twarde prawo, ale prawo
Jakkolwiek ulice Paryża płynęły krwią podczas rewolucji (a w przypadku okolic Conciergierie podobno nie był to tylko zwrot literacki), to z całą pewnością nie wtedy narodziła się idea samosądu. Nie sposób powiedzieć, kiedy miało miejsce pierwsze takie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta