Syria. Przyjdzie po nocy dzień
Po martwej cywilizacji przychodzi nowa, eksplodująca witalnością. Wierzę, że tak będzie w Syrii. Po latach przemocy i wojny. Choć może trzeba będzie jakiś czas poczekać.
Nie mogę się oderwać w myślach od Syrii. Ostatnie wydarzenia, koniec dyktatury klanu Asadów i przejęcie kontroli nad krajem przez grupy sunnickich fundamentalistów z jednej strony sprawiają ulgę, z drugiej napełniają głębokim niepokojem. Bo bez wątpienia należy się cieszyć, że krwawa, 13-letnia wojna, której ofiarami padły miliony ludzi, może zbliżać się do końca. Tak zapowiadają nowi liderzy narodów Syrii. Narodów – powtórzę, bo Syria, jak mało który kraj w regionie, jest zlepkiem licznych grup etnicznych i religijnych. Otóż, ci, co pokonali Asada, mówią o pokoju i bezpieczeństwie. Jedności i odbudowie kraju. Mówią to, co chcą usłyszeć znękani ludobójstwem Syryjczycy.
Ale czy to przypadkiem nie czysta retoryka? Bo musi niepokoić, że gwarantami pokoju zostają byli terroryści, ludzie powiązani z Al-Kaidą, tak zwanym Państwem Islamskim, bojownicy zahartowani w walkach, które trwały dekadami. Przy okazji islamiści, byli dżihadyści. Czy w ogóle można przestać być dżihadystą? Jeśli przez dekadę przelewało się krew w imię świętej sprawy, było gonioną zwierzyną, patrzyło na śmierć kolegów z kałaszem w ręku. Czy można nagle odciąć się od tej przeszłości? Porzucić walkę,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta