W pułapce elektoratu i braku wizji
Obóz Donalda Tuska nie przypomina Platformy sprzed 15 lat. Jest w intelektualnej niewoli globalnych tendencji progresywnych. Kreowanie Radosława Sikorskiego na eleganckiego brytyjskiego lorda raczej tego nie zmieni.
Wtraktowanie tak zwanej rekonstrukcji rządu jako recepty na nowe otwarcie wpisany jest paradoks. Pomińmy propagandowy efekt samego zmniejszenia liczebności jego członków. Ale jeśli trzeba zmieniać, czy to oznacza, że wcześniej było niedobrze? Donald Tusk zasypał niektórych odchodzących ministrów komplementami, więc wrażenie braku logiki samo się nasuwało.
Nie spróbował przy tym wiązać tych zmian z nowymi celami. To by dawało jakieś objaśnienie: skoro nowe zadania, to i nowi ludzie. Ale Tusk ani nie lubi, ani nie umie przedstawiać się jako człowiek od bardziej dalekosiężnych programów, nie daj Boże idei. Kiedy ogłaszał nowy skład rządu, położył nacisk na swoistą terapię dla swojego obozu: nie czas na narzekania, trzeba się brać do roboty. Niektóre z tych formułek powtarzał do znudzenia już wcześniej.
W roli supertwardziela
Ta dziarskość kontrastowała z wcześniejszą ślamazarnością rekonstrukcyjnych negocjacji z koalicjantami. Tym bardziej kontrastuje rola, jaką Tusk przyjął już jako szef „odnowionej” ekipy. Te wszystkie napomnienia, aby ministrowie nie gadali po próżnicy, te groźby odprawienia tych członków rządu, którzy nie zachowają dyscypliny w parlamencie… Przecież gdyby realna władza Tuska nad całym obozem, wraz z partiami sojuszniczymi, była aż tak jednoznaczna, dokonałby rekonstrukcji w dwa, trzy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
