Artystka z blokowiska portretuje biedę
22 lata po Oscarze za „Osę” 64-letnia Andrea Arnold w nowym filmie „Bird” nie odcina się od trudnych tematów. Pokazuje życie w squatach, rozbite rodziny i wielkie marzenia. To mocne społeczne kino.
Wswoim najnowszym filmie „Bird” Andrea Arnold wraca do dobrze znanych jej miejsc: angielskich przedmieść. 12-letnia Bailey mieszka w squacie w północnej części Kent z bratem Hunterem, który zadaje się z młodocianym gangiem i z nieodpowiedzialnym ojcem Bugiem, zajętym własnymi sprawami. Bug właśnie wymyślił sposób na zarobienie fortuny: kupił dziwnego płaza, który pod wpływem muzyki ma wydzielać z siebie maź – drogi, halucynogenny narkotyk. Jest więc podekscytowany, usiłuje razem z kolegami odkryć, jaką muzykę lubi stworek.
Poza tym żeni się z dziewczyną, która wprowadza się do ich wspólnego lokum z małą córką. „Dlaczego jestem ostatnią osobą, która się o tym dowiaduje?” – wykrzykuje Bailey.
Jest jeszcze matka, która mieszka z nowym, brutalnym facetem i dwiema młodszymi córkami, przyrodnimi siostrami Bailey. Dlatego 12-latka, która zbliża się do okresu dojrzewania, szuka uwagi i bliskości gdzie indziej. Jak zaniedbywany, samotny chłopiec z „Kosa” Kena Loacha kocha ptaki.
— Moje filmy zaczynają się od obrazu – mówi Andrea Arnold. – To wokół niego narasta potem historia. „Bird”? Zobaczyłam mężczyznę stojącego przy krawędzi dachu.
Właśnie na dachu szuka swojego miejsca filmowy Bird. Młody mężczyzna „znikąd”, bez przeszłości i przyszłości,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)

