Wziąć krzyż i pójść w ślady przodków
Tybald spojrzał na niego z pogardą. Wyciągnął miecz i z całej siły ciął w szyję templariusza. Ta odpadła natychmiast, choć nie całkiem, bo zawisła na skrawku skóry szyi. Ciało stało jeszcze mgnienie chwili i upadło w fontannach krwi.
Kim jestem naprawdę? – Filip nie potrafił uwolnić się od tej myśli. Czyżby tylko człowiekiem? Nie, to błędna ścieżka. Jestem królem, a król to majestat. Majestat odbijający jak w zwierciadle chwałę Najwyższego.
Filip stał, jak miał w zwyczaju, przy oknie swojego pałacu i spoglądał niewidzącymi oczami na miasto. U stóp wysokiej wieży tłoczył się motłoch. To oni, jego poddani. Odpowiadał za ich los. Za ich życie i śmierć. A kimże są wobec tej mocy ludzie? – zastanawiał się od dawna. Kimże jest i on sam, jako jeden z nich, wobec tego światła nadzwyczajnego, jakie płynie od majestatu. Czy można w tym wszystkim być jeszcze człowiekiem? Kierować się tymi samymi regułami, jakich wymaga się od ludzi? Żachnął się. To absurd. Nie można być jednym i drugim. Depozytariuszem boskiej chwały na tej ziemi, władcą nadanego z łaski Pana królestwa i robakiem, który chowa się w cieniu ludzkich prawd i prawideł. Kieruje się tak podłymi uczuciami jak litość, przyjaźń, współczucie. Czymże są wobec odpowiedzialności za chrześcijaństwo, jaką mu nadało krzyżmo, gdy klęcząc, z pokorą przyjmował koronę. Jakub de Molay, którego niegdyś szczerze kochał, nigdy nie zrozumie, że nie on, Filip, rzucił go wraz z całym zakonem na kolana, ale majestat. Siła nadprzyrodzona, siła od Boga.
Ktoś zastukał w drzwi. Odszedł od okna....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
