„Uzdrowiciele” działający w PRL
W sprawach związanych ze zdrowiem potrzeby społeczne zawsze były, są i będą większe niż możliwości, jakie oferuje służba zdrowia. Wykorzystują to różni oszuści, którzy twierdzą, że potrafią uzdrawiać ludzi za pomocą różnych metod niekonwencjonalnych.
Obecnie dzięki łatwiejszemu dostępowi do rzetelnej informacji medycznej w internecie liczba ludzi wierzących w te „znachorskie” praktyki radyklanie zmalała. Ale w przeszłości, która w Polsce związana była z funkcjonowaniem PRL, wiedzy było mniej, dlatego domowi i przyjezdni „uzdrowiciele” potrafili gromadzić tłumy ludzi, chcących korzystać z ich pomocy.
Miejscem, w którym praktyki owych uzdrowicieli oferowano potrzebującym, były głównie... kościoły. Wynikało to z faktu, że władze państwowe nie popierały bioenergoterapii. Miejscem pracy owych rzekomych cudotwórców nie mogły więc być budynki bezpośrednio lub pośrednio zależne od owych władz. Odpadały wszelkie domy kultury, remizy strażackie itp. Seanse „uzdrowicieli” odbywały się w samych kościołach lub częściej w kaplicach albo salach katechetycznych. Wynikało to dodatkowo z faktu, że panowało przekonanie, iż owa rzekoma moc uzdrawiania była darem bożym, którym obdarzony został bioenergoterapeuta, sam zaś proces oddziaływania uzdrowiciela na pacjenta miał charakter duchowy.
Na temat zabiegów psychotronicznych, do których zaliczano owo uzdrawianie (popularne także za granicą), w Polsce pisał artykuły zakonnik, ksiądz Andrzej Klimuszko. Na tym gruncie w roku 1976 powstało w Warszawie Stowarzyszenie Radiestetów, które potem ewoluowało...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
