Adama Lizakowskiego przypadki
Adama Lizakowskiego przypadki
MAREK NOWAKOWSKI
Poznałem go w Kalifornii w 1988 roku. Nieduży, postury bryłowatej. Poruszał się ciężkim, kaczkowatym krokiem. Włosy miał jasne, szarawe, twarz szeroką, też szarawą, oczy szaroniebieskie, uśmiech dobrodusznie przebiegły. Wyglądał jak kamień narzutowy, pozostawiony przez lodowiec. Rzucony był wpierw do Pieszyc w Kotlinie Kłodzkiej; rodzice, repatrianci ze wschodu, osiedlili się tam po wojnie. Potem, w czasie solidarnościowym, rzuciło go dalej. Do obozu azylantów w Austrii. Aż zaniosło go pod błękitne, pocztówkowe niebo Zatoki Kalifornijskiej. Już w kraju był poetą. W Kalifornii zgłębiał angielski w mowie i piśmie, pracował jako nocny strażnik doków w porcie San Francisco. Nadal pisał wiersze i wysyłał je z Ameryki do paryskiej "Kultury".
W San Francisco poznał Czesława Miłosza i dzwoniąc do Berkeley, mówił głuchym, chropawym głosem: - Panie Miłosz...
Dzięki niemu poznałem noblistę w jego gabinecie na kampusie.
Miłosz darzył go wyraźną życzliwością. Zatrudnił go nawet przez czas jakiś w charakterze mieszanym - jako sekretarza, szofera, pomagiera. Miał przy sobie młodego Polaka świeżo z kraju, wschodniej jak on sam natury, poetę w dodatku. Bo rzeczywiście Adam Lizakowski z zachowania i wyglądu "polski chłop" - był prawdziwym poetą. W jego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta