Witamy w Hondurasie, gringo
Mój największy wyczyn to wjazd do Hondurasu z książeczką zdrowia zamiast paszportu
Witamy w Hondurasie, gringo
WOJCIECH CEJROWSKI
W Hondurasie byłem czterokrotnie, za każdym razem nielegalnie. W Gwatemali dwa razy nielegalnie. To samo dotyczy kilku innych miejsc. Zwykle nielegalnie przekraczałem granice z powodu braku wizy.
Był przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Realizowałem właśnie projekt archeologiczny "Mundo Maya" - fotografowałem ruiny indiańskich miast. Ruiny są rozproszone na terenie Meksyku, Belize, Gwatemali i Hondurasu. Meksykanie dawali mi wizy bez wahania. Z kolei do Belize wjeżdżałem na "bladą twarz", ukryty w pierwszej lepszej grupie turystów jadących nurkować na rafie koralowej. Dla miejscowej ludności turyści to podstawowe źródło dochodów, kontrola paszportowa sprowadzała się więc do pobieżnego obejrzenia autokaru. W miejsce dokumentów wystarczały maska pływacka i blada twarz.
Magiczna liczba "44"
W Gwatemali było gorzej. Tam wojsko wszystkich dokładnie sprawdzało nie tylko na granicy, ale także na każdym ważniejszym skrzyżowaniu. Wiedziałem, że na samą "bladą twarz" się nie przemknę. A PRL-owskiego paszportu lepiej było nie wyciągać, Polska była wtedy dla nich wrogim krajem komunistycznym. Takim samym jak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta