Zmierzch letniska
Zmierzch letniska
Z mojego tarasu w Rovinju od lat słyszę, co się dzieje na statku wycieczkowym, przybijającym do portu Valdibore. Szef zbzikowanej fregaty ma głośną stację nadawczą i jego polecenia słychać na całym naszym półwyspie. Krzyki te dotyczą na ogół programu dla grup turystycznych: kto i kiedy ma przełknąć skąpy posiłek na zatłoczonym pokładzie; potem grupa ma się usunąć, aby reszta nienakarmionych mogła pójść w jej ślady. Wszystko musi odbyć się błyskawicznie, jako że później nastąpi zejście na ląd, wyścig do akwarium, przelotny rzut oka na kościół Świętej Eufemii na wysokim wzgórzu i powrót na statek, który już za pół godziny wyrusza do Puli.
Nikt się nie zastanawia, dlaczego tak się dzieje i czemu to ma służyć. Mój przyjaciel zauważa, że ludzie przyjeżdżający nad morze na ogół nie wiedzą, co z nim począć. Słabo pływają, nie nurkują, toteż o tym, co kryje ów żywioł, mają najwyżej blade pojęcie, jak w szkole średniej. Rodzaj ludzki nieuki jest i niewychowany, a kiedy znajdzie się w mało znanym otoczeniu, te cechy się nasilają. Obrona przed tym, co niewiadome, i przed właściwie beztreściowym wakacyjnym pobytem polega na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta