Nick Cave, demony i anioły
"Moją naczelną motywacją jako artysty jest przedstawienie Boga z wykorzystaniem piosenki miłosnej jako medium" - napisał Nick Cave w "Wykładzie o piosence miłosnej" w 1998 roku. Zaskakujące to wyznanie spod pióra człowieka, który pierwszych 20 lat swojej kariery artystycznej spędził w narkotykowo-alkoholowym stuporze. Ludzi o słabszej kondycji takie "transcendencje" doprowadziłyby do grobu, Cave zdołał w tym czasie wydać kilkanaście albumów płytowych, napisać książkę przetłumaczoną na kilkanaście języków, skomponować ścieżkę dźwiękową i zagrać w kilku filmach (m.in. Wima Wendersa), a przede wszystkim stworzyć niepowtarzalny styl, który stawia go dziś w rzędzie największych postaci muzyki pop. Jeśli dodać do tego, że Cave ma z pewnością na myśli Boga chrześcijańskiego (popularne wśród artystów rockowych fascynacje buddyzmem, New Age, scjentyzmem i innymi sezonowymi modami są mu obce), to otrzymujemy niepokojący portret artysty, w którym rebelia i programowa agresja mieszają się z akceptacją świata, a obrazy poniżenia człowieka, przemocy i rozpadu sąsiadują z najbardziej przejmującymi przykładami liryki w historii piosenki.
Cave'a nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta