Eurosceptyczna przeszłość premiera
Wystarczyło kilka lat, by Donald Tusk stał się zakładnikiem europejskiej poprawności i nowomowy – pisze zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”
Na przełomie maja i czerwca 2005 r. Francuzi oraz Holendrzy zgodnie odrzucili w referendach traktat konstytucyjny. Jednym z pierwszych polskich polityków, który wyraził swoje zdanie na temat przyszłości owego dokumentu, był Jacek Saryusz-Wolski. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego (a dziś szef Komisji Spraw Zagranicznych tegoż samego ciała) uznał, iż traktat jest martwy i trzeba go renegocjować.
– Nie jesteśmy zwolennikami obecnego tekstu traktatu konstytucyjnego (…). Należałoby go skrócić i uczynić bardziej przyjaznym dla ludzi – tłumaczył w wywiadzie dla Agencji Reutera. Wtórował mu lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk:
– Polska powinna wstrzymać procedurę ratyfikacyjną i nie spieszyć się z przeprowadzeniem referendum w sprawie traktatu, którego obecnie nie ma.Jednak w przeciwieństwie do traktatu lizbońskiego, tamten dokument wcale nie był taki „martwy”, a najwyżej ciężko chory. Mógł przetrwać nawet przy sprzeciwie pięciu – na ówczesnych 25 – członków Wspólnoty. Saryuszowi-Wolskiemu i Tuskowi najwyraźniej zależało jednak na tym, by traktat czym prędzej ukatrupić. Tusk w programie „Prosto w oczy” Moniki Olejnik zapowiedział nawet, że w przypadku ewentualnego referendum będzie namawiał Polaków, by pozostali w domach.
W równie intrygujący sposób wypowiadał się na ten temat kolejny polityk, który zajmuje dziś...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta