I co nam z tych liberałów?
Estonia wzięła kryzys na klatę. Tak jak kilka lat temu Argentyna, przeprowadziła wewnętrzną dewaluację, czyli po prostu zgodę na zubożenia społeczeństwa poprzez redukcję płac
Same liczby nie opiszą kryzysu. Lewicujący publicyści mają rację. Strachu, który dotknął argentyńskiej ulicy w 2001 roku, ani przerażenia w oczach Estończyków, którzy 20 lat po upadku komunizmu znowu zobaczyli puste półki, wykresy nie oddadzą. Warto usiąść z ludźmi na rynku w Tallinie albo jeszcze lepiej zajrzeć do gminnego sklepu w Koeru.
Posiedzieć na Plaza de Mayo w Buenos Aires pod szyldem Coca-Coli, który tłum wdeptał w ulicę 21 grudnia 2001 roku. Potem pojechać w głąb tego wielkiego kraju do Junin czy Rio Tercero. Małych rolniczych miasteczek, gdzie od świtu śmigają ciężarówki, nie mogąc nadążyć za zbiorami pszenicy.
Kiedy rząd Menema w Argentynie czy liberałowie w Estonii reformowali swoje rolnictwo, my powtarzaliśmy, że likwidacja KRUS jest politycznie niewykonalna
Przejechałem kilka tysięcy kilometrów. Miasta i prowincje w dwóch państwach dumnych ze swojej liberalnej polityki, a jednocześnie najbardziej dotkniętych kryzysami. Estonię, która odnotowała w lipcu 16-proc. spadek PKB, i Argentynę, która była sceną poprzedniej wielkiej zapaści. Lepiej rozumiem zmagania tych ludzi, ale gorzej premiera Tuska, jego asekuranckie obchodzenie reform szerokim łukiem i zgodę na deficyt, które w pogoni za Zachodem mogą nas cofnąć kilka lat wstecz.
Szwendając się po ulicach Buenos Aires, trudno zrozumieć, dlaczego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta