Fortuna liliputa
Fortuna liliputa
pierków. Złożone były czterokrotnie. Tak składają swoje banknoty gracze, którzy grają w numerki. W innej kieszeni w zielonych, wojskowych spodniach z szorstkiego sukna namacał metalowe, twarde krążki. Wyciągnął garścią. Były to złote monety. Sześć sztuk. Już brał zdobycz w całości. Wiedział przecież, że jak go dopadną, nie będą się wcale zastanawiać, ile im zabierał. Kilka kieszeni było prawie pustych. Z samym lekkim bilonem. Jedna niedostępna, zapięta na dwie agrafki. Jeszcze przy oblężonym przez kobiety kramiku z damską bielizną zajął się nie dopiętą torebką. Z niej wyłowił najwięcej papierków. Pachniały one pudrem, perfumami. Kobietą. Obwąchał je bardzo dokładnie, myśląc o handlarce przy palisandrowym stoliku. Posmutniał.
Nie wiodło mu się źle w tym niecnym procederze. Polubił ryzyko i bawił się. Potrafił wyjmować portmonetki, wygarniać ich zawartość i puste zpowrotem wsuwać do kieszeni. Podwyższał sobie stopień trudności ina przykład szczypał upatrzoną ofiarę w łydkę; kiedy ona klnąc chwytała się za obolałe miejsce, wyciągał jej z kieszeni pieniądze i zmykał co sił w nogach.
Choć tak wyzywał los, to miał szczęście malutki nicpoń i gromadził bogactwo w zardzewiałej puszcze po masce przeciwgazowej, którą zagrzebywał w kącie swojej piwnicznej jamy i przywalał cegłami. Dużo odkładał. Potrzeb nie miał wygórowanych, alkoholu nie lubił, jadł...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta