Ucieczka z gabloty
Gdy Amerykanie przeżywają wspaniałe lub tragiczne chwile, wzywają Arethę Franklin. Jej wysłuchają i Bóg, i diabeł
Mija 50 lat, odkąd w 1961 r. wydała pierwszą płytę „Aretha with The Ray Bryant Combo". Dziewiętnastoletnia dziewczyna zostawiła w Detroit dwóch synów, nagrała kilka taśm demonstracyjnych i przyjechała do Nowego Jorku. John J. Hammond, producent wytwórni Columbia, dostał jedną z nich i powiedział: „Jest genialna. To najlepszy głos od czasów Billie Holiday". Wiedział, co mówi. Holiday, podobnie jak Count Basie, a później Bob Dylan, Leonard Cohen i Bruce Springsteen, w dużej mierze jemu zawdzięczała sukcesy. Arecie dał pierwszą dużą szansę i sześcioletni kontrakt.
Od pół wieku Franklin jest najwyższą instancją światowej wokalistyki. W muzyce rozrywkowej nie ma dziś piosenkarki, która nie byłaby jej dłużna. Chaka Khan, Whitney Houston, Céline Dion, Beyoncé, Mariah Carey, Jennifer Hudson, Christina Aguilera, Angie Stone, Mary J. Blige, Amy Winehouse, Joss Stone, Gaga, aż po tegoroczne debiutantki – Rumer i Jessie James. Wszystkie uczyły się ze śpiewnika Arethy – kilkudziesięciu płyt, na których córka pastora z Memphis połączyła anielski głos z prozą życia, miłosnym cierpieniem i pożądaniem. Jej śpiew może wszystko: uszczęśliwia, leczy, podnieca, oczyszcza. Aretha Franklin przywołuje dobro i odpędza zło. Zawsze gdy Ameryka jej potrzebuje.
Kazanie dla prezydenta
Barack Obama nie uśmiechał się, gdy podczas...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta