Stracona okazja
Czemu Leszek Balcerowicz nie bił w zaniechania rządu jak w bęben? Czyżby nie chciał podpadać beneficjentom uprzywilejowanych systemów? – pyta publicysta po telewizyjnej debacie na temat OFE
Debata Leszka Balcerowicza z Jackiem Rostowskim nie przyniosła przełomu. Na tle ignoranckiego populizmu, który dominuje dziś w polskiej polityce, półtoragodzinny spór dwóch ekonomistów wagi ciężkiej na głównym kanale największej telewizji był oczywiście wydarzeniem: w końcu szło o kwestię o kluczowym znaczeniu dla Polaków na następne kilkadziesiąt lat.
Przebić się do ludzi
Jednak to starcie gigantów nie wykolei pociągu rządowej korekty reformy emerytalnej z 1999 roku, na co chyba liczył współtwórca tej reformy profesor Balcerowicz. Rząd, z kolei, jeśli miał jakiekolwiek obawy, że może dojść do powtórki sytuacji ze słynnej debaty Wałęsy z Miodowiczem, kiedy to arogancja obozu władzy została nieoczekiwanie ukarana przez elokwentnego lidera opozycji, już oddycha z ulgą: Rostowski dał radę. Balcerowicz nie zaczął w poniedziałek triumfalnego marszu po władzę ani nawet rząd dusz. Czego więc zabrakło?
Medialnej sprawności i precyzyjnego określenia linii sporu.
Najpierw kilka przykrych słów o przygotowaniu uczestników. Aby odnieść sukces, dyskutując w telewizji na tak techniczne tematy, jak systemy emerytalne i finanse publiczne, nie wystarczy być profesorem i ministrem, mieć zasługi, o których piszą w encyklopediach, czy cieszyć się zaufaniem premiera rządu. Trzeba też rozumieć zasady...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta