Dogadywanie zadań z nowym szefem to nie małżeńska zdrada
Kandydat do pracy musi zgodzić się na zasięgnięcie opinii o nim u obecnego pracodawcy. Jednak nawet akceptacja nie pomoże przy wyrafinowanych sposobach naboru, jeśli mogą one naruszać prywatność starającego się o pracę
Na ważne stanowiska wiele przedsiębiorstw, banków czy innych instytucji finansowych przeprowadza długi i wieloetapowy proces, aby wyłonić najlepszych do zespołu. Tym bardziej jest on skomplikowany, gdy chodzi o pozyskanie jednej osoby.
O takiej procedurze opowiedział nam niedoszły pracownik. Przeszedł pomyślnie trwającą wiele miesięcy złożoną rekrutację, podczas której wiele testów i sprawdzianów badało jego umiejętności, predyspozycje i kompetencje, bo chodziło o zajęcie ważnego stanowiska w polskiej firmie z zagranicznym udziałowcem. Ostatni jej etap polegał na wypełnieniu internetowego wniosku (na zlecenie firmy organizującej cały proces) i udzieleniu zgody przez kandydata na pozyskanie informacji od obecnego pracodawcy.
Miało to służyć stosowanej w innych krajach praktyce potwierdzania danych uzyskanych podczas naboru w firmie, w której jeszcze kandydat pracuje. Ten odmówił i tym samym unicestwił całą procedurę. Wcześniej zresztą nowy szef i firma rekrutująca domagali się, aby kandydat wypowiedział angaż w dotychczasowym miejscu, i gwarantowali pracę na podstawie listu intencyjnego. Choć nowego zajęcia kandydat nie uzyskał, zastanawia się, czy ich postępowanie było zgodne z prawem.
Więcej niż wolno
Przed wyjaśnieniem tego warto przeanalizować, czy kandydat nie sprzedał o sobie więcej informacji, niż przyszłemu pracodawcy prawo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta