Sztuka oszustwa
Z historykiem sztuki dr. Mieczysławem Morką rozmawia Maja Narbutt
Ignorancja i tupet. Powiedział pan kiedyś, że właśnie to charakteryzuje polski rynek dzieł sztuki. Nie przesadza pan?
Odpowiadam za swoje słowa. Nie ulegam emocjom, trzeźwo widzę, co się dzieje. Jest u nas niewiarygodnie dużo ekspertów. Dwadzieścia procent z nich zna się na tym, co robi, i umie patrzeć na obraz. Pozostali mają bezczelną odwagę, by pisać ekspertyzy w sposób kompletnie nieodpowiedzialny. Są praktycznie bezkarni.
Ale ktoś ponosi konsekwencje ich nieodpowiedzialności, ten, kto kupuje obraz.
W handlu dziełami sztuki funkcjonują nie tylko nieodpowiedzialni eksperci, czyli ignoranci, ale mają też miejsce liczne oszustwa. Istnieje coś, co ironicznie nazywam „numerem na makulaturę". Każdy w branży doskonale wie, jak się to robi, nieświadomy jest tylko klient. Kiedy oferuje się mu obraz – falsyfikat lub starą kopię jako oryginał – należy zgromadzić gruby plik ekspertyz zaopatrzonych w szacowne nazwiska i tytuły, stempelki. Taka lektura robi wrażenie na nieświadomej osobie, która przekonana jest, że może zaufać tym opiniom.
Sugeruje pan, że klient jest z premedytacją wprowadzany w błąd?
Ja nie sugeruję, ja wiem. Podam konkretny przykład. Pokazano mi kiedyś fotografie kopii obrazu Rubensa,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta