Rządzeni i rządzący
Protest głodowy w obronie nauki historii w szkołach wspiera coraz więcej środowisk fachowych, które trudno zredukować do wygodnego pojęcia „pisowskiej dziczy” – pisze historyk
Trwająca 12 dni krakowska głodówka grupy kilku działaczy opozycji demokratycznej z lat 80. zwróciła wreszcie uwagę części opinii publicznej, a nawet niektórych polityków na dwa problemy: miejsca historii w nauczaniu młodych Polaków oraz programowego kształtu całego systemu edukacji. To jest wielka zasługa Adama Kality, Grzegorza Surdego, Mariana Stacha, Leszka Jaranowskiego, Bogusława Dąbrowy-Kostki, Ryszarda Majdzika i kolejnych osób, które dołączyły do protestu.
Pojawiło się w związku z tą głodówką wiele komentarzy szyderczych (na łamach „Gazety Wyborczej" i tygodnika „Nie"), przypominających wypowiedzi Jerzego Urbana z 1985 roku na temat protestu głodowego zorganizowanego wówczas przez Annę Walentynowicz i Radosława Hugeta w parafii Narodzenia NMP w Krakowie-Bieżanowie, a także wcześniejsze jeszcze „riposty" peerelowskich propagandystów na głodówkę w maju 1977 roku w kościele św. Marcina w Warszawie.
Tamte historyczne głodówki podejmowane były dla wyrażenia sprzeciwu wobec władz PRL. Czy sprawy edukacji, obecności historii w programie liceów, są na tyle ważne, by używać w nich tak dramatycznego argumentu, jak w sprawie więźniów politycznych?
Rzeczywiście dramatyczny charakter krakowskiego protestu wynika z faktu, że nieskuteczne okazały się wszystkie wcześniejsze próby społecznych apeli do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta