Deregulacja – druga strona medalu
Tocząca się dyskusja na temat deregulacji, w której ton nadają politycy i publicyści, nie jest, niestety, wolna od uproszczeń, przeinaczeń, a nawet zwykłej demagogii – pisze profesor prawa
Dyskurs toczony jest w formule czarno-białej. Z jednej strony większość polityków i publicystów jest za deregulacją, z drugiej strony przedstawiciele zawodów objętych „listą deregulacyjną" są jednoznacznie przeciw. Tymczasem problem nie jest wcale tak prosty i dający się jednoznacznie rozstrzygnąć, jakby mogło się wydawać. Powierzchowność dyskusji wynika przede wszystkim z traktowania deregulacji en block, tak jakby sprawa nie wyglądała odmiennie w przypadku poszczególnych „deregulowanych" zawodów.
Przez deregulację należy rozumieć, jak się wydaje, całkowite zniesienie (deregulacja całkowita) lub ograniczenie (deregulacja częściowa) prawnych przesłanek koniecznych do spełnienia, by uzyskać prawo wykonywania danego zawodu. Uzasadnieniem dla deregulacji ma być ułatwienie dostępu do deregulowanych zawodów osobom, które nie spełniają obecnie obowiązujących przesłanek do ich wykonywania. Ma to według rozmaitych wyliczeń zmniejszyć bezrobocie. Powołuje się także argument, jakoby nasz kraj należał do najmniej liberalnych na świecie, posiadając podobno najwięcej regulacji prawnych, bowiem dla przeszło 300 zawodów.
Zasadność otwierania zawodów powinno się ustalać nie zbiorowo, ale w odniesieniu do poszczególnych profesji
Jak wspomniałem, zasadność deregulacji powinno się ustalać nie zbiorowo, ale w odniesieniu do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta