Azjatycka furia
Marzenia o Unii Azjatyckiej pryskają, gdy w pobliżu bezimiennego atolu nafciarze trafią na ślad ropy albo gdy historycy znajdą pergamin potwierdzający prawa jakiegoś średniowiecznego szoguna do kolejnej wysepki
Shintaro Ishihara, 79-letni, ale wciąż bardzo aktywny mer Tokio, nigdy nie przejmował się dumą narodową Chińczyków. Ba, jako prominentny działacz nacjonalistycznej prawicy nazwany przez australijską prasę „japońskim Le Penem" poczytywał sobie wręcz za punkt honoru dawanie odporu Państwu Środka. W 2000 r. powiedział, że „zbyt wielkie imperium chińskie powinno zostać podzielone na kilka mniejszych państw". Kilka lat wcześniej twierdził, że dane o japońskich zbrodniach podczas okupacji zostały wyssane z palca przez chińską propagandę.
Wreszcie jego idée fixe stały się wysepki Senkaku, przez Chińczyków nazywane Diaoyu. To on promował ideę przejęcia tych znajdujących się w prywatnych rękach skrawków lądu przez państwo japońskie. W końcu udało mu się tego dopiąć, tyle że przy okazji tak skutecznie nakręcił spiralę wzajemnej niechęci pomiędzy Pekinem a Tokio, że między dwoma azjatyckimi potęgami zapanowała nagle atmosfera wręcz zimnowojennej wrogości.
Skała pełna ropy
Bezludne wysepki Uotsurijima, Kitakojima i Minamikojima wraz z jeszcze czterema wystającymi z Morza Południowochińskiego skałami mają łączną powierzchni ledwie 7 kilometrów kwadratowych.
Przez stulecia nie były nikomu potrzebne, z rzadka tylko zatrzymywali się na nich japońscy rybacy. Formalnie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta