Wayne Rooney: dola lumpenidola
Polska – Anglia. Z takim talentem i takim niskim urodzeniem jest skazany na ciągłe upadki. Właśnie znów się podnosi
Co za tydzień: raz trafił na czołówki stron plotkarskich, raz na czołówki piłkarskich i ani razu nie chodziło o skandal. Kilka dni temu dowiedział się, że znów zostanie ojcem. W piątek pierwszy raz był kapitanem Anglii w meczu o punkty i strzelił dwa gole. Wprawdzie opaskę Wayne Rooney dostał tylko na jeden mecz – jutro z Polską kapitanem znów będzie wracający do gry Steven Gerrard - a dwa gole strzelił San Marino, drużynie z ostatniego miejsca rankingu FIFA, ale angielskim komentatorom niewiele trzeba. „The Telegraph" napisał, że Rooney z opaską był „w porównaniu z Johnem Terrym czy Ashleyem Cole'em jak Winston Churchill skrzyżowany z Bobbym Charltonem". A jeszcze niedawno „kapitan Rooney" brzmiało jak oksymoron.
I tak bez przerwy w górę i w dół. Raz Wayne jest Wściekłym Bykiem, który zbawia Anglię, raz Wściekłym Bykiem, który ją prowadzi do upadku. Jeden dobry mecz – i klękajcie narody. Jeden zły i słyszy, że jest specjalistą od bicia słabszych, a grając przeciw naprawdę silnym rywalom, traci moc.
Ma dopiero 27 lat i już jest piąty na liście najlepszych strzelców reprezentacji. Ale ten dług, który zaciągnął blisko dziesięć lat temu, zostając angielskim Lubańskim, najmłodszym debiutantem w kadrze, i mając kraj u stóp podczas Euro 2004, ciągle nie został spłacony.
Mundial 2006 skończył czerwoną kartką za...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta