Kłopot z wiernością
Coś się w nas zmienia: stajemy się społeczeństwem, w którym wstyd nie jest już ochroną, jaką był dawniej. Przed czym nas chronił? Nie przed zdradami i niewiernościami. Ale podtrzymywał normę wierności jako taką
O. Jacek Krzysztofowicz, ceniony gdański dominikanin, postanawia odejść z zakonu. To smutne, ale ani nowe, ani dziwne. Dziwne i nowe jest tylko to, że duszpasterz decyduje się w pożegnalnej mowie do wiernych wysunąć argument, że oto teraz wreszcie po latach spędzonych w habicie dojrzał do normalnej, ludzkiej miłości, przed którą wiele lat chronił się „stając za ołtarzem i nim się odgradzając od świata i ludzi".
Zakonnik, który porzucając habit, porzuca przecież i zawodzi tysiące ludzi, którzy mu zaufali, nie mówi o tym zaufaniu i o tym sprzeniewierzeniu się. Mówi za to, że jego krok jest aktem dojrzałości. Tak – też – wygląda dziś w Polsce kapłaństwo Kościoła katolickiego. Oczywiście dalece nie wyłącznie tak, ale tego „też" kilka czy kilkanaście lat temu nie dałoby się nawet wyobrazić.
Zanim to stało się możliwe, były wydarzenia analogiczne wśród celebrytów. Stanisław Sojka najpierw publicznie afiszuje się jako przykładny mąż i ojciec, a potem publicznie oświadcza, że dopiero przy swojej nowej kobiecie wie, co to miłość. Coś podobnego robi Zbigniew Zamachowski. Coś podobnego – były premier i niegdysiejszy działacz Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego Kazimierz Marcinkiewicz. I znowu to, że mężczyźni zdradzają swoje żony (a kobiety swoich mężów) nie jest żadną nowością. Nowością jest brak żenady, żeby o tym mówić w tonie przechwałki. A także, żeby...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta