Mój 4 czerwca
Nikt mi nie odbierze tamtego 4 czerwca 1989 roku. Nikt nie odbierze go mojemu pokoleniu.
I nawet jeśli ów dzień ma wartość czysto symboliczną, jak chcą niektórzy, to cóż jest wspanialszego od narodowych symboli. To był piękny, słoneczny dzień. Od kilku już dni byliśmy jak w euforii. Polski czerwiec kokietował nas powiewem świeżego powietrza wolności. Zapowiedź wyborów, jakich dotąd nie było, dodawała skrzydeł. Rozklejaliśmy plakaty, goniliśmy z flagami „Solidarności", ustawiliśmy z kolegami z NZS pośrodku rynku głośniki, z których grzmiały piosenki Jacka Kaczmarskiego. Robiliśmy więc po raz pierwszy legalnie to, co wcześniej było absolutnie zakazane.
Kraków oblepiony był ulotkami wyborczymi Komitetu Obywatelskiego z fotografiami Wałęsy i popieranych przez niego solidarnościowych kandydatów. Chwyt jakże prosty, ale zarazem jak genialny. Do dziś przypomina, jaka była wtedy siła magii nazwiska przewodniczącego!
Miasto było pełne podnieconych, odświętnie ubranych ludzi. Tłoczono się wszędzie, gdzie pojawiały się plakaty „Solidarności". W siedzibach lokalnych komitetów wyborczych ludzie kłębili się jak w amoku. Byli oszołomieni pierwszymi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta