Nie byliśmy aniołkami
Większość dziennikarzy w TVP robiła wszystko, by gabinet Olszewskiego dyskredytować. Nazywaliśmy ich „ludźmi Zła". I jedyne, co mogłem, to dla równowagi dostawić do nich „ludzi Dobra" - mówi Robert Terentiew, szef TAI w 1992 roku.
4 czerwca 1992 roku był pan szefem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej i to dzięki panu Polacy mogli obejrzeć na żywo obalenie rządu Jana Olszewskiego. Skąd się pan wziął w telewizji?
To był absolutny przypadek. Wróciłem z USA, gdzie byłem szefem gazety i specjalistą od newsów. Po stronie niekomunistycznej nie było zbyt wielu dziennikarzy przygotowanych do tego typu pracy i pewnie uznano, że się po prostu do tego nadaję. Szefem Komitetu do spraw Radia i Telewizji był Janusz Zaorski, szefem telewizji Jan Purzycki, a ja zostałem trzecią osobą w telewizyjnej hierarchii władzy. Przypomnijmy, że telewizja jeszcze nie była publiczna, ale państwowa, albo inaczej: rządowa, bo to lepiej wyjaśnia tę kwestię. Prezes Radiokomitetu był w randze sekretarza stanu, czyli ministra, uczestniczył w posiedzeniach rządu i pensję wypłacał mu Urząd Rady Ministrów.
A na pana biurku stał czerwony telefon rządowy.
Właśnie. Stał taki telefon, choć tak naprawdę miał kolor szary, nie czerwony, to niewątpliwie był reliktem komunizmu. Póki telewizja była rządowa, wynikały rozmaite z tego konsekwencje, chociażby lojalność, bo rząd był naszym pracodawcą.
Pracował więc pan dla premiera Olszewskiego?
Tak, choć ten rząd bardzo późno zdecydował się na zmiany w telewizji. Janusz Zaorski został mianowany jeszcze przez Jana Krzysztofa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta