Skradziona wolność
Czy idąc do urn w czerwcu 1989 roku, Polacy zdawali sobie sprawę, za czym głosują?
Ukształtowany po 1989 roku system społeczno-polityczny i gospodarczy legitymizują wybory i ustrój demokratyczny. Jeżeli więc ten nowy, lepszy świat nie jest taki, jak by sobie ludzie życzyli, zawsze można wzruszyć ramionami i powiedzieć, że za tym właśnie oddawali swoje głosy w minionym dwudziestoleciu. Czyżby? Każda wielka zmiana systemowa ma swój manifest. Jakieś wyznanie wiary, które obiecuje owe złote góry, które są tuż-tuż za linią horyzontu i wystarczy nie ustawać w marszu, aby tam dojść. Taki manifest jest też ukazaniem nowych żelaznych zasad, priorytetów, aksjologii nowego lepszego ustroju.
Jednak tym razem było inaczej. Nie mieliśmy bowiem tworzyć nic nowego, tylko powrócić do „normalności". Owo odwołanie do „normalności" od początku brzmiało mi złowrogo, bo sięga po ten motyw władza niekoniecznie bardzo demokratyczna. I jeszcze miałem w uszach słowa generała Jaruzelskiego o „normalizacji" z okresu stanu wojennego. Tak czy inaczej pojęcie „normalności" słabo nadaje się na sztandary, więc manifestu nie było. Była za to terapia szokowa.
I tu znowu niemiłe reminiscencje. Po ogłoszeniu stanu wojennego premier Mieczysław F. Rakowski oświadczył zachodnim dziennikarzom na konferencji prasowej, że „stan wojenny wprowadzono, by polskie społeczeństwo zaszokować". „W przypadku mojego klienta to się udało" – stwierdził na sali sądowej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta