Nielubiana, niewidoczna, anonimowa...
Państwo staje się przeciwnikiem adwokatury, zapomina o roli społecznej adwokata i istocie tego zawodu – pisze prawnik.
Uważna lektura kolejnych artykułów („Wypędzeni z elitarnego klubu", „Rz" z 24 maja 2013 r., „Stołeczni adwokaci podzieleni", „Rz" z 3 czerwca 2013 r., czy „Młodością silni", „Rz" z 7 czerwca 2013 r.) podejmujących próbę oceny aktualnej sytuacji w adwokaturze, w tym największej w kraju – warszawskiej, zmusiła mnie do krótkiej refleksji w tym zakresie. O ile sama argumentacja dotycząca koniecznych zmian w działalności adwokatury, zaprezentowana ramowo przez adwokata Andrzeja Tomaszka, notabene kandydata na dziekana izby warszawskiej, wydaje się zasadna, o tyle w dalszym ciągu niewiadomy pozostaje sposób ich przeprowadzenia.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że od mniej więcej 2005 roku pozycja adwokatury polskiej ulega stałemu osłabieniu. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. Są one zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Do przyczyn zewnętrznych zaliczyć należy, niesioną politycznym przesłaniem, deregulację zawodu adwokata. Ta z pozoru słuszna i pożądana przez społeczeństwo idea nie do końca była chyba przemyślana przez ustawodawcę. Wskutek czego, bez oglądania się na postulaty samorządu adwokackiego, członkiem palestry może zostać każdy. Bez względu na to, czy ma predyspozycje do wykonywania tego zaszczytnego zawodu zaufania publicznego. Całkiem niedawno za pośrednictwem mediów dowiedzieliśmy się, jak to młody adwokat z południa Polski został aresztowany za...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta