To on sparaliżował kraj. Albo nie on
Wiedzieliśmy, że nie jest święty, zawsze się na niego coś znajdzie. Ale w tej sprawie nie ma dowodu – mówi nam wysokiej rangi policjant.
Aresztowany w związku z serią fałszywych alarmów bombowych Marcin L. rok temu skończył informatykę w Wyższej Szkole Technologii Informatycznych w Katowicach. Od kilku lat dorabiał dorywczo w Anglii jako operator wózków widłowych i magazynier w sklepie komputerowym.
E-mail o podłożeniu ładunków wybuchowych trafił w ubiegły poniedziałek w nocy do 22 instytucji, w tym szpitali, sądów i centrów handlowych i prokuratur. We wtorek ewakuowano 2,5 tys. osób. W piątek rano Marcin L. wylądował na lotnisku w Pyrzowicach, gdzie czekali już na niego funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego.
„Rz" rozmawiała z osobami zbliżonymi do śledztwa. W sprawie jest wiele wątpliwości. Bo czy autor e-maili o bombach wracałby do Polski, wiedząc, że jest rozpracowywany? I czy umieszczałby w e-mailach swoje nazwisko? Czy w cztery dni policja była w stanie uzyskać mocne dowody winy L., skoro wiadomości wysłano z serwerów zarejestrowanych w USA, Niemczech i Francji?
– Uznaliśmy, że dowody są wystarczające do przedstawienia zarzutów i wniosku o areszt, co potwierdził sąd – stwierdza prok. Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Nie zdradza, czy L. się przyznał.
Marcin L. mieszka w Katowicach na os. Witosa. – Nie chcę rozmawiać z prasą – mówi nam kobieta mieszkająca pod adresem, gdzie jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta