Moje spotkania z norweską ścianą
Soczi jest gdzieś na horyzoncie, ale to jeszcze nie czas na fantazje o igrzyskach – mówi „Rz" mistrzyni olimpijska w biegach narciarskic Justyna Kowalczyk
Rz: Kołdra w domu w Kasinie waży tyle, ile te w hotelach na zgrupowaniach?
Justyna Kowalczyk: Gdy wracam na krótko do domu, muszę zrobić tylko jeden trening dziennie. Nawet gdyby mi kołdra tak ciążyła jak na zgrupowaniach, gdy muszę spod niej wyskoczyć o piątej rano, to zawsze mogę sobie zrobić prezent i przełożyć ćwiczenia na popołudnie albo na wieczór. Ale i tak się zrywam wcześnie, bo przez te kilka dni w Polsce zawsze jest mnóstwo rzeczy do załatwienia, zaległości do odrobienia, gazet do przeczytania. Gazet od prawa do lewa, bo ja lubię wiedzieć wszystko i mieć zdanie na każdy temat.
Na którym zgrupowaniu w tym roku najtrudniej było zwlec się z łóżka?
Na pierwszym, w Sierra Nevada w maju. Tam kołdra była ołowiana. Potem z miesiąca na miesiąc robiła się lżejsza. Również dzięki temu, że wreszcie zrobiło się ciepło. Bo w Hiszpanii trafiliśmy na fatalną pogodę i naprawdę się cieszę, że się wtedy mimo wszystko z tego ołowiu wygrzebałam. Wróciłam z Sierra z wielkim niedosytem. Trener uspokajał mnie, że było OK. Ale nie było OK, wiele rzeczy zrobiłam nie tak, jak powinnam. Na szczęście to był maj i miałam wiele czasu, by nadrobić to, co się w Hiszpanii nie udało. W Zakopanem już było naprawdę dobrze, odrodziłam się, weszłam w odpowiedni rytm, byłam tam dłużej, niż planowałam. A ostatnio w Otepää pracowałam...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta