Geopolityka na orbicie
Chiny na nowo rozbudziły kosmiczną gorączkę. Czy czeka nas militarny wyścig wśród gwiazd?
Fantastyczno-naukowa komedia „Iron Sky" to jeden z najgorszych filmów ostatnich lat. Gdyby nie osławiony gniot „Kac Wawa", fińsko-niemiecko-australijska produkcja zapewne dzierżyłaby w tej kategorii światową palmę pierwszeństwa. Efekty specjalne – żenujące. Gra aktorów – fatalna. Scenariusz – jeszcze gorszy.
„Iron Sky" to nie tylko science-fiction, lecz także political-fiction. Dowiadujemy się oto, iż tuż przed końcem II wojny światowej grupa nazistów zdołała uciec na Księżyc. Zbudowali tam gigantyczną bazę wojskową w kształcie swastyki i szykowali się do ponownej inwazji na Ziemię. Przez 70 lat nikt nie wiedział o istnieniu tajnego kompleksu, gdyż znajdował się on na trudno dostępnej, tzw. ciemnej stronie Księżyca. Jednak pewnego dnia w jej pobliżu wylądował amerykański statek załogowy i sekret wyszedł na jaw.
Im dalej, tym głupiej. Nie będę jednak zdradzał, jak historia się rozwinęła i jak skończyła. Wszystkich chętnych masochistów zapraszam do kin i wypożyczalni DVD (jeżeli znajdą państwo taką, która jeszcze nie zbankrutowała).
A jednak „Iron Sky" ma w sobie coś, co intryguje i niepokoi. W roku 1945 stworzenie takiej kosmicznej bazy, a tym bardziej wykorzystanie jej w niecnych celach, było oczywiście niemożliwe. Ale przecież technika dokonała od tamtego czasu ogromnego postępu....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta