Wałęsa z głowy czy z teczki?
Czym Lech Wałęsa mógł ująć Janusza Głowackiego, który – było nie było – jest najlepszym wytworem salonu warszawskiego? Opacznym odbiciem. To niemal Głowacki w dzikiej wersji umysłu i języka.
Czyżby Janusz Głowacki walczył o swą reputację? Myślałem, że temu służy książka o konfliktach wokół scenariusza o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy. Mógł sprawę zbyć żartem, jak to ma w zwyczaju. Może uznał, że udział w tym filmie okazał się moralnie zbyt kosztowny. Jest to pierwszy przypadek, gdy trzeba poważnie zwątpić w jego autorską uczciwość, po pół wieku twórczości. Bo drobiazgów nie będziemy się czepiać. W lekturze okazało się, że chodzi mu o reputację ironisty zagrożoną brakiem dystansu Wajdy, a nie o prawdę.
Pojedynek z Głowackim jest ryzykowny. Nie dlatego, że przeciwnik tak inteligentny i ma riposty cięte a eleganckie. To maestro uniku. Wydaje ci się, że uderzasz go w czuły punkt a okazuje się, że tam go już nie ma, w tym miejscu się poddał i nie dba o wygraną. Po czym rozbraja cię przewrotnym wdziękiem i dobija ironią.
Ale niech tam, najwyżej się ośmieszę biorąc go poważnie.
Trochę głębi
Autor scenariusza i książki jest oczarowany Wałęsą. Bo to też mistrz słowa, lecz ludowy, co wzmacnia. To także mistrz uniku. Niby się poddaje, a rozbraja przeciwnika siermiężnym czarem i dobija ze sprytem chłopskiego Makiawela. Czym prostak może ujmować „Głowę", było nie było najlepszy wytwór salonu warszawskiego? Opacznym odbiciem. To niemal Głowacki w dzikiej wersji umysłu i języka. Podobne mu mistrzostwo widać w autentycznych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta