Kiedy adwokat nie widzi sędziego
Ociemniali prawnicy z sukcesem prowadzą sprawy klientów. Początki w zawodzie nie były jednak łatwe.
Pytany, czy podejmie się sprawy w sądzie na drugim krańcu województwa, mecenas Andrzej Góźdź z Lublina odpowiada, że nie widzi przeszkód. W jego ustach brzmi to przewrotnie. Jest niewidomy.
Właśnie wrócił z Sandomierza. Jutro jedzie na sprawę do Zamościa. Bywało, że przeciwnik procesowy nawet się nie zorientował w jego niepełnosprawności.
– Staram się jej nie eksponować. Wchodzę na salę, siadam tam, gdzie powinienem, i robię swoje – mówi mecenas Góźdź.
Pochodzi spod Starachowic. Wzrok stracił jako kilkunastoletni chłopiec. Razem z kolegami strzelał z karbidu umieszczonego w butelkach. Zabawa był przednia, dopóki jedna z butelek nie wybuchła mu prosto w oczy. Wiele miesięcy przeleżał w szpitalu z nadzieją, że odzyska wzrok. Dwa lata po wypadku usłyszał, że stracił go na zawsze. Trafił do Ośrodka dla Niewidomych w Laskach. Na nowo uczył się chodzić, pisać i czytać brajlem. Skończył szkołę podstawową, a potem z sukcesem liceum ogólnokształcące o profilu matematycznym i wybrał studia prawnicze na UMCS w Lublinie. Słuchał wykładów, bardziej skomplikowane zagadnienia nagrywał. Razem z kolegami na głos uczył się zagadnień. Skończył prawo i zdecydował się na aplikację adwokacką. Decyzja ta wywołała konsternację w lubelskiej palestrze. Mało kto wyobrażał sobie niewidomego adwokata. Wydeptywanie ścieżek trwało dwa lata, zanim został wpisany na listę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta