Buntownik na całe życie
Mateusz Kościukiewicz | O filmie „Bilet na Księżyc", który w piątek wszedł na ekrany, aktorstwie i trudnych wyborach dwudziestolatków aktor opowiada Barbarze Hollender.
W 1989 roku miał pan trzy lata, tymczasem „Wszystko, co kocham" i „Bilet na Księżyc" cofnęły pana w czas PRL-u. Odbył pan wyjątkową lekcję historii najnowszej.
Mateusz Kościukieiwcz: „Wszystko, co kocham" to rok 1980. „Bilet na Księżyc" – 1968. Trudne momenty polskich dziejów w XX wieku. Ale przecież reżyserzy Jacek Borcuch i Jacek Bromski zamknęli w tych filmach ułamki własnych wspomnień. To były ich nostalgiczne powroty do lat młodości. A człowiek ma zdolność przystosowywania się. W każdym czasie i miejscu, w jakim przyjdzie mu żyć, próbuje się odnaleźć. A potem wyrzuca ze świadomości traumatyczne chwile. Trzeba pamiętać, że te filmowe obrazy przeszłości są trochę wyidealizowane.
Antek z „Biletu na Księżyc" jest prowincjonalnym podrywaczem i cwaniaczkiem, mocno wrośniętym w PRL-owską subkulturę. Jak pan go w sobie stworzył?
Tak jak każdego bohatera, którego gram. Z postaci naszkicowanej na papierze musiałem utkać człowieka, szukałem sposobu mówienia, poruszania. Sam pochodzę z małego miasteczka i miałem wiele wzorów w głowie. Dla każdej roli szukam innych środków wyrazu, ale najważniejsza jest prawda. Żeby widz bohaterowi uwierzył i wybrał się z nim w podróż.
A pan przeżył w czasie tej podróży jakieś zaskoczenia?
Nie, bo PRL mnie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta