Samobójstwo węgierskiej lewicy
Viktor Orbán może spać spokojnie. Słaba, podzielona lewica do wyborów nie zdoła zagrozić Fideszowi.
Do wyborów parlamentarnych na Węgrzech pozostało jeszcze dobre pół roku, ale w rozgrzanym naddunajskim tyglu politycznym to wcale nie jest specjalnie długa perspektywa. Obie strony przymierzają się do przyszłego starcia niby do manichejskiej walki – Viktor Orbán z pewną przesadą zdążył już nawet stwierdzić, że nie będą to wybory, ale prawdziwa walka dobra ze złem.
Z punktu widzenia lewicy niezadowolenie części społeczeństwa z twardych rządów Orbána i jego ekipy to woda na młyn. W przypadku umiejętnego rozegrania kampanii wyborczej zmęczenie polityką uszczęśliwiania Węgrów w sposób nie wszystkim się podobający dawałoby ugrupowaniom szeroko rozumianej lewicy szansę na nawiązanie równorzędnej walki z rozdającą dziś karty narodowo-konserwatywną centroprawicą.
Rzecz jednak w tym, że to jedynie politologiczna teoria (albo raczej pobożne życzenie wyborców lewicy). Przywódcy lewicy nie są w stanie wykonać żadnego gestu demonstrującego wolę współdziałania. Pertraktacje na temat powołania wspólnej listy wyborczej dwóch największych ugrupowań opozycyjnych – Węgierskiej Partii Socjalistycznej pod przewodnictwem Attili Mesterházyego i ruchu Razem kierowanego przez byłego premiera Gordona Bajnaiego trwają od wiosny, a jak na razie kończą się jedynie brzmiącymi jak mantra zapowiedziami „nawiązania szerokiej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
