Brookliński most
„Poezja ze stali – powie w połowie XX wieku Arthur Miller o moście rzuconym przez East River. – Wszystko przy nim blednie”. Fragment książki „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero”, która w listopadzie ukazuje się nakładem Wydawnictwa Czarne.
Bywają wyspy samotnicze, zadufane w sobie, które dumne są ze swej izolacji i które lubią odosobnienie. Ale to nie Manhattan – wąski skrawek ziemi wciśnięty między ogromny kontynent a ocean, pomost między tym kontynentem a resztą świata. Jego racją bytu zawsze było szukanie połączeń.
Most Brookliński został pomyślany jako brama wjazdowa do miasta – wspaniała, wywołująca podziw i szacunek, budząca ambicje i nadzieje; miał być pomnikiem ludzkich marzeń i dokonań, odwagi i wytrwałości.
To, że udało się go zbudować, zakrawało na cud. Dziś rzadko kto myśli o trudnościach, które trzeba było pokonać, aby do tego doszło. Jego istnienie wydaje się oczywiste, nieuchronne.
Kiedy go wznoszono, neogotyckie wieże miały stać się najwyższą konstrukcją na kontynencie. W Nowym Jorku odebrały palmę pierwszeństwa kościołowi Świętej Trójcy, który do tej pory niepodzielnie górował nad portem. W jakimś sensie to Most Brookliński miał teraz pełnić funkcje katedry; stać się zawieszoną między niebem a wodą świątynią ze starego jak świat granitu i ze stali – metalu, do którego należała przyszłość.
Historyk James Marston Fitch zauważył kiedyś, że do wielkich przełomów w architekturze dochodzi, gdy pojawienie się nowych teorii, materiałów i technologii zbiega się w czasie z nowymi potrzebami społecznymi. Most Brookliński był także bramą wiodącą do nowej epoki – epoki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta