Na ulicach ci sami dysydenci
Rewolucja Solidarności kończy pożerać własne dzieci
Starcie gigantów dawnej opozycji zostało szeroko i głośno zapowiedziane: „10 lipca idziemy razem z Lechem Wałęsą, będziemy za, a nawet przeciw" – buńczucznie ogłosił na Twitterze Władysław Frasyniuk. „Jeśli świat obiegną obrazki szarpanego przez policję Lecha Wałęsy, będę się cieszył" – deklarował Krzysztof Łoziński, przywódca KOD. Swój udział w kontrmanifestacji smoleńskiej zapowiedzieli między innymi Stefan Niesiołowski, Henryk Wujec i Andrzej Celiński. Po drugiej stronie barykady stanął Jarosław Kaczyński, wraz z tym gronem byłych dysydentów, którzy dziś związani są z PiS. Ci z kolei mają dawnych opozycjonistów związanych z KOR za „agentów" i „zdrajców" pierwszej Solidarności.
W weekend okazało się jednak, że były prezydent trafił na badania do szpitala. Dobrze się stało, że niemłody Wałęsa nie został sfotografowany jako osoba wynoszona przez policję III RP. Jeśli ktoś z tego powodu był rozczarowany, to znaczy, że pojedynek ogląda głównie przez pryzmat rozgrywek krótkodystansowych i infotainmentu.
Niezależnie od intencji byłych dysydentów ich wypowiedzi wydają się do siebie osobliwie podobne. Oceniane na chłodno – budzą zaniepokojenie. Przy okazji wydarzeń związanych z 10 lipca uderzająca jest bowiem degeneracja szlachetnej niegdyś idei antypolityki. Na naszych oczach rewolucja Solidarności – zresztą ku bolesnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta