Ostatnia wojna starych dysydentów
Słuchając w niedzielę wystąpień przed Sejmem w czasie protestu przeciw zmianom planowanym przez PiS w Sądzie Najwyższym, postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment i wyobrazić sobie, jak może on wyglądać oczyma kogoś, kto urodził się już po upadku komunizmu.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że mamy około 25 lat i słuchamy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który skądinąd działalność polityczną rozpoczynał w PRL w antykomunistycznej opozycji.
Uzasadniając konieczność rewolucji w Sądzie Najwyższym mówił, że jest on kontynuacją systemu sądownictwa PRL, wcześniej zaś Trybunał Konstytucyjny nazwał bastionem postkomunizmu. Przesłanie jest proste: nie da się zbudować nowej Polski, zerwać z komunistyczną przeszłością bez zrównania z ziemią systemu ustroju sądowego – od sądu rejonowego, przez Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny.
A co mówili przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego? Przede wszystkim większość z tych, którzy występowali na niedzielnym wiecu opozycji, podkreślali, że znają się z Jarosławem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta