Europejska odpowiedź Trumpowi
Niemcy mogłyby inwestować 1,5 proc. PKB we własne zdolności obronne, a 0,5 proc. w obronę europejską. Berlin zwiększyłby wtedy zdolności obronne NATO zwłaszcza tam, gdzie są największe wyzwania dla bezpieczeństwa – w Europie Środkowo-Wschodniej.
Jedną z ostatnich linii obrony projektu europejskiego jest unijna zdolność do obrony. Pod tym względem Europa jest nadal uzależniona od Ameryki w stopniu, który na dłuższą metę jest nie do przyjęcia – zarówno dla USA, jak i dla samych Europejczyków. Stany Zjednoczone od dawna, a nie dopiero od czasu prezydentury Donalda Trumpa, słusznie wskazują na to, że gospodarki Europy i USA są mniej więcej tej samej wielkości, a w związku z tym Ameryka nie może na stałe ponosić 70 proc. nakładów na obronę. Czas powojenny, po końcu II wojny światowej, dobiega więc z pewnym opóźnieniem końca i Europa musi wziąć na siebie więcej odpowiedzialności – również za własne bezpieczeństwo.
Co do tego panuje zgoda: jeśli chcemy utrzymać NATO, będące nadal niezbywalnym filarem porządku europejskiego, my, Europejczycy, musimy zacząć wnosić większy wkład własny. Nie po to, żeby zrobić przyjemność Donaldowi Trumpowi, lecz dlatego że jego żądanie jest uzasadnione. Wspólnie uzgodniony cel – zwiększanie budżetów obronnych do poziomu 2 proc. PKB – ma być odpowiedzią na zrozumiałą krytykę ze strony USA.
Sensowne inwestycje
Również Niemcy zwiększają swój budżet obronny i chcą to połączyć z większymi wydatkami na pomoc rozwojową i zapobieganie kryzysom. To ciekawe połączenie, zupełnie przeciwne międzynarodowemu trendowi: ma być sygnałem, że sama siła wojskowa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta